Bajka o duchu Mgiełku, Czarku, Benie i Adzie

Bardzo, naprawdę bardzo temu, stał w tym miejscu, w lesie, niezwykłej urody, drewniany zamek. Podobno żyła w nim bardzo piękna królewna, o rękę której walczyło wielu rycerzy. Legenda mówi, że ilekroć rycerz wygrywał pojedynek i stawał przed jej obliczem, by ucałować jej dłoń, umierał z zachwytu, tak była piękna.
Ale w miejscu, gdzie stał, wiele lat później postawiono piękną, też z drewna, leśniczówkę. Stoi z dala od ludzkich osiedli. Prowadzi do niej leśna droga, wąska, pełna pni i dziur.
W leśniczówce mieszka leśniczy ze swoją rodziną, ale także wiele zwierząt domowych, leśnych. Pies, kot, świnka morska, chomik, kanarek, papuga i rybki w akwarium, mieszkają z domownikami w leśniczówce, ale na zewnątrz, w zabudowaniach, kurniku, stodole i oborze mieszka wiele innych zwierząt. Są tu kury, kaczki, indyki, króliki, konie, krowy, świnie, kozy, owce, a nawet łoś i osioł. Acha jest też sowa, ale ona w dzień się chowa.
Leśniczym i jednocześnie głową rodziny jest Ben. Mężczyzna bardzo wysoki i postawny. Ma chyba dwa metry wzrostu i gęstą, długą brodę. Jego brzuch jest tak potężny, że ciężko jest mu znaleźć ubrania, które go zakryją, stąd zwykle pępek ma na wierzchu. Latem to nie jest problem, ale zimą to musi nosić długie szaty, które mu z firan uszyła jego żona, by się nie przeziębił.
A jego żona, Ada, jest jego przeciwieństwem. Niewysoka, ładna i bardzo szczupła. Wyglądają dość zabawnie i Ben musi ciągle uważać, by niechcący nie zrobić jej krzywdy, nie przydusić do ściany, nie nadepnąć, nie potrącić. Nie wiadomo jak mogłoby się skończyć takie nieumyślne zderzenie z własną żoną, a do szpitala mają daleko.
Ben twierdzi, że byłby jeszcze grubszy, gdyby nie fajka. Gdy ją pali, to nie je i dlatego nie jest tak gruby, jak mógłby być, gdyby nie palił…
Ben i Ada mają synka. Jest jedynakiem i ma na imię Czarek. Nie chodzi jeszcze do szkoły, gdyż ma dopiero sześć lat i, według mamy, jest podobny do taty. Nie ma takiego brzucha, wiadomo, ale kiedy sam się ubiera, to też ma zwykle goły pępek, bo albo się nie zapnie, albo wkłada stare, za małe ubrania, gdyż rośnie jak na drożdżach i ciągle z nich wyrasta. Ma też jego rysy i nie mniejszy od taty apetyt. Z pewnością też wyrośnie na dużego i silnego mężczyznę.
Jest bardzo radosnym dzieckiem, które całe dnie spędza na podwórku bawiąc się z licznymi i przyjaznymi mu zwierzętami. Nie sposób się nudzić w takim towarzystwie, ale obecność zwierząt, to także obowiązki. Trzeba je nakarmić, napoić, pomóc, gdy są w potrzebie, lub mają młode. Czarek kocha je wszystkie, doskonale się nimi opiekuje, a one odwdzięczają mu się tym samym i, gdyby działa mu się jakaś krzywda, na pewno stanęłyby w jego obronie, wszystkie.
Raz w tygodniu Ben zaprzęga konika do bryczki i jedzie leśną drogą, z żoną, do pobliskiego miasteczka, na zakupy. Ada dużo gotuje, piecze ciasta, przygotowuje przekąski i inne dania, gdyż panowie, zwłaszcza Ben, potrafią bardzo szybko ogołocić nie tylko lodówkę, ale też dużo większą spiżarnię, dlatego robienie zakupów jest niezbędne i , niestety, kosztowne.
I tak im leci błogo czas w tej leśniczówce. Wszyscy są bardzo szczęśliwi. Czarek nigdy nie choruje i nie przysparza rodzicom żadnych kłopotów, ale dzisiaj rano wypadł mu mleczny ząb, jedynka. Jest szczerbaty i trochę sepleni, i co chwila patrzy w lusterko i śmieje się sam z siebie.
Są też chwile, kiedy wszyscy zataczają się ze śmiechu, a to za sprawą osła, który bardzo często zabiera głos i zwykle to, co ma do powiedzenia rozśmiesza wszystkich. Dziś, na przykład, od rana łosia przekonuje, że foka boi się wody i słabo nurkuje…

Leśniczówka, w której mieszkają, ma potężne rozmiary, dużo pokoi, duże piwnice i wielki strych, na który nikt nie wchodzi, gdyż prowadzi do niego drabina, która na pewno by się rozsypała, gdyby chciał po niej wejść Ben, a Ada nigdy nie ma ani czasu, ani powodów, by tam wchodzić.
Pewnie właśnie dlatego, że nikt nigdy tam nie zaglądał, na strychu zamieszkały duchu... Najprawdziwsze duchy! I, choć są łagodne, lubią się śmiać, bawić i żyją nikomu nie robiąc krzywdy, to jednak z wyglądu są brzydkie, wręcz okropne i straszne. Można się na ich widok naprawdę wystraszyć. One o tym wiedzą, dlatego w dzień śpią, by nie pokazywać się nikomu, a w nocy, gdy ludzie i zwierzęta idą spać, one się budzą i prowadzą nocne życie.
Rodzina duchów, podobnie jak leśniczego, też jest trzyosobowa. Głową rodziny jest Zombirych, jego żoną jest Wampiryna, a synek, który niedawno przyszedł na świat, ma na imię Mgiełek.
Rodzice bardzo dumni są ze swojego synka, gdyż, według nich, jest bardzo mądry i ładny, jak na ducha, oczywiście. Człowiek na jego widok mógłby zemdleć ze strachu.
Na razie Mgiełek, podobnie jak ludzkie dziecko, głównie śpi, a kiedy się budzi, to przeważnie ssie palca. Ale rośnie bardzo szybko i niedługo ssanie palca może mu się zacząć nudzić.
Nie wiadomo, czy duchy wiedzą, kto mieszka w domu, pod strychem, ale na pewno Ben, Ada i Czarek o ich istnieniu nie mają pojęcia. Przynajmniej na razie…

Kolejny dzień mija ludziom i zwierzętom w miłej atmosferze. Ben reperuje płot i w pewnej chwili zawył z bólu, gdyż uderzył młotkiem w palca, zamiast w gwóźdź, ale po chwili znowu naprawia sztachety, pogwizdując coś wesoło pod nosem. Ada pieli chwasty w ogródku i przed chwilą też krzyknęła, ale ze strachu, gdyż przestraszyła się jaszczurki. Ich syn biega, jak zwariowany, po podwórzu i ledwie go widać w tumanach kurzu, umorusany tak, że chyba wieczorem mama będzie go musiała myć w wannie pumeksem, albo wrzuci go do pralki…

A osioł znów papla i upiera się przy swym zdaniu,
Że Hejnał Mariacki, co godzinę trąbią w Poznaniu…

Czas leci, Mgiełek rośnie i robi się coraz bardziej świata ciekawy i coraz dotkliwiej zaczyna się nudzić na tym wielkim strychu. Gdyby chociaż miał jakiś przyjaciół, lub rodzeństwo, to może jakoś by mu czas leciał żwawiej, a tak, z każdym dniem, jak każde dziecko, coraz mocniej zaczyna psocić, coraz trudniej usiedzieć mu w miejscu i coraz bardziej chce poznać świat w którym żyje.
Już raz Czarkowi się zdawało, że słyszy jakieś dziwne odgłosy, jakby dochodzące ze strychu, ale sam się uspokoił, że to pewnie pralka tak hałasuje. Innym razem słyszał jakby czyjeś kroki, ale uznał, że to pewnie ptaki po strychu grasują, może sroki?
A Mgiełek już umie chodzić, już nie robi w pieluchy i nauczył się przechodzić przez ściany, jak dorosłe duchy.
Pewnej nocy rysował coś siedząc w kącie strychu i nagle stwierdził, że rysowanie mu nie wychodzi. Zniechęcił się do rysowania, ale nie bardzo wiedział, czym ma się bawić. Spojrzał na tatę, który coś tam jadł i na mamę, która sprzątała i postanowił przećwiczyć przechodzenie przez ściany i podłogi.
Przeniknął przez podłogę i aż zbladł. Stanął, jakby go zamurowało. Wystraszył się, jakby zobaczył ducha…
Przed sobą ujrzał coś, co przypominało niedźwiedzia. Coś wielkiego, włochatego i wydającego z siebie odgłosy zepsutej maszyny, które zapewne słychać było w całym lesie. Leżało to coś na łóżku, ledwo się w nim mieszcząc i ukazując ogromny brzuch, z którego spadła przykrótka pierzyna. Nagle, zza brzucha wielkości stodoły, ujrzał w kącie łóżka ,skuloną w kłębek drobniutką postać kobiety, która, pomimo hałasu, spała smacznie w piżamie w grochy, u boku tego olbrzyma-brodacza. Przecież jak się przewróci na bok, to ją zgniecie na śmierć, pomyślał Mgiełek. To chyba jego żona, szepnął do siebie w myślach, ale wygląda przy nim bardzo młodo, niemal jak jego córka. Chwilę się im przyglądał nieco przestraszony, ale bardziej zachwycony ich wyglądem i już chciał wracać do siebie, gdy usłyszał, ze swojej lewej strony, jakieś dziwne odgłosy. Jakieś pomruki, sapanie, czy chrząkanie. Spojrzał w tamtym kierunku i ujrzał drzwi. Postanowił sprawdzić, co jest za nimi.
Przeniknął przez nie, bez trudu i znowu, drugi raz tej nocy, stanął jak wryty, na widok tego, co ujrzały jego oczy.
Oto stał przed łóżkiem, w którym leżał jakiś chłopiec, bardzo przypominający olbrzyma z pomieszczenia obok. Gdyby mu dokleić brodę i napompować brzuch, to byłby niemal identyczny. Domyślił się, że patrzy na syna brodacza, który spał smacznie wydając odgłosy, które go tu zwabiły. Przykrył chłopca kołdrą, która leżała na podłodze, stanął za szafą i go obserwował, nie mogąc oderwać od niego wzroku.
Nagle, Mgiełek zamarł bez ruchu. Czarek usiadł na łóżku. Rozejrzał się po pokoju zastanawiając się, co go wybudziło ze snu? Spojrzał w kierunku szafy. Wydawało mu się, że widzi tam jakiś cień, ale po chwili położyć się z powrotem i zamknął oczy. Czy kołdra nie leżała na podłodze? Pomyślał tuż przed tym, jak na nowo usnął.
Duszek, widząc, że chłopiec położył się ponownie, natychmiast przeniknął przez sufit i znalazł się u siebie, na strychu.
- Mgiełek? Gdzie się podziewałeś? Spytała zatroskana mama. Przeszukaliśmy z tatą cały las. Nie możesz tak znikać bez uprzedzenia, możesz się zgubić, las jest wielki, a ty jeszcze jesteś dzieckiem i nie wolno ci nigdzie samemu oddalać się od domu.
- Dobrze mamusiu, przepraszam, odparł zawstydzony Mgiełek.
Usiadł na podłodze i przez dłuższą chwilę myślał o tym, co przed chwilą się wydarzyło. Był dziwnie podekscytowany całą tą sytuacją i czuł, że bardzo ciągnie go do ludzi, a przede wszystkim do tego chłopca, którego, nie wiadomo dlaczego, od razu bardzo polubił.

Rano, kiedy Ada obudziła Czarka na śniadanie, ten usiadł do stołu bardzo zamyślony, aż się mama zaniepokoiła.
- Źle się czujesz, synku?
- Nie, nic mi nie jest. Mamusiu…
- Tak synku?
- Powiedz mi, czy duchy istnieją naprawdę? Czy to tylko takie gadanie?
- Nie wiem, kochanie, nigdy ich nie widziałam, roześmiała się Ada. Nikt tego nie wie na pewno. Ale tak sobie myślę, że dobrzy ludzie nie muszą się ich obawiać. Takich ludzi duchy nie straszą, tak sądzę, o ile w ogóle to robią.
- Bo w nocy wydawało mi się, że chyba ktoś był w pokoju… rzekł, niepewnie, Czarek
- Naprawdę? Musiało ci się coś przyśnić, głuptasku. Czasem sny są bardzo realne. To na pewno był sen, uspokoiła syna mama.
- Pewnie tak, odparł Czarek, nie do końca chyba przekonany…

Po śniadaniu Czarek, jak zwykle, wybiegł na podwórko i po chwili już szalał, biegał ze zwierzętami, wyczesał konikowi grzywę, nakarmił i napoił drób, pobawił się z psem i kotem i pośmiał się, razem z innymi zwierzętami, z osła, który tradycyjnie już kolejny raz się ośmieszył twierdząc, że
- „lis mieszka wysoko, w dziupli na sośnie, a ryś żywi się bananem, co pod ziemią rośnie”
Dzień minął bez większych wydarzeń, Czarek chyba faktycznie zapomniał o nocnych wydarzeniach i zaraz po kolacji usnął, zmęczony dniem. Tej nocy nic mu się nie śniło i nic nie zakłóciło jego snu.
Następnego dnia, około południa, postanowił, że zrobi sobie łuk i będzie strzelał do pustych puszek. Wszedł w krzaki nieopodal podwórka, by wyciąć odpowiednią gałąź. Chciał o swoim zamiarze powiedzieć tacie, ale akurat nie było go na podwórzu, więc stwierdził, że przecież idzie tylko na chwilę, blisko od domu, więc nie ma powodu, by czegokolwiek się obawiać. Za parę minut wróci na podwórko i nikt się nawet nie zorientuje, że go na nim nie było.
Chwilkę przechadzał się po lesie w poszukiwaniu odpowiedniej gałęzi , gdy nagle doszedł go z głębi lasu jakiś hałas, przypominający uderzenia siekierą. To pewnie drwale wycinają jakieś chore drzewo, pomyślał. Odgłosy świadczą o tym, że muszą być gdzieś niedaleko, sprawdzę skąd dochodzą i zaraz wracam, powiedział sobie w myślach. Zaczął oddalać się od domu i brnąć coraz bardziej w głąb lasu. Po jakimś czasie, ponieważ wciąż nie dostrzegał pracujących drwali i odgłosów ich pracy też już nie słyszał, postanowił zawrócić do domu. Nagle uświadomił sobie, że nie wie, w którą stronę powinien się udać. Kręcił się to w tę, to w tamtą stronę, ale nie miał pojęcia gdzie jest i gdzie ma się udać. Stracił też poczucie czasu, nie wiedział jak długo jest już w lesie. Ale nie bał się wcale, bo niby czego miałby się bać? Jest już duży, za rok idzie do szkoły. Martwił się jedynie, że jeśli się zgubił, to pewnie wystraszy i zmartwi tym rodziców, którzy będą się niepotrzebnie denerwować i pewnie go szukać. Zrobiło mu się przykro z tego powodu. Nie mógł zrozumieć, jak mógł zgubić się w lesie, który dobrze zna i w którym tyle razy zbierał z rodzicami grzyby i jagody? A tyle razy rodzice mu powtarzali, by nie oddalał się sam od domu. I co? Poczuł, że rumieni się ze wstydu.
Tymczasem mama Czarka szykując obiad, zerka co chwilę, przez okno, na podwórze i w pewnym momencie zaniepokoiła się tym, że od jakiegoś czasu nie widzi synka, ale pomyślała, że pewnie jest w stodole, lub oborze i robi coś przy koniach, lub krowach. Zwierząt na podwórzu też nie zaniepokoił fakt, że nie widzą Czarka od pewnego czasu. Osioł, jak zwykle zaczął popisywać się swoją mądrością twierdząc, że
- „ dżem wyrabia się z czosnku i papryki, a przepadają za nim słonie i króliki”.
Dopiero kiedy był gotowy obiad i mama zaczęła wołać Czarka do domu, okazało się, że ten nie odpowiada na jej wołanie. Było już późne popołudnie, niebo zaczęło się chmurzyć, dlatego informacja, że nie ma Czarka na podwórzu, wszystkich postawiła na równe nogi. Zrobiło się zamieszanie. Czarka nie ma! Powtarzały sobie zdezorientowane i przerażone zwierzęta. Ben rzucił narzędzia, którymi naprawiał uszkodzone drzwi od kurnika i ruszył do lasu w poszukiwaniu syna. Tuż za nim podążała Ada.
Całe to zamieszanie, głośne nawoływanie imienia Czarka i hałas z tym związany, obudziło Mgiełka, który o tej porze smacznie spał. Przez chwilę się zastanawiał, czy to sen, czy jawa? Podszedł do okienka na strychu i, gdy zobaczył przerażenie w oczach Bena i Ady, wiedział, że to nie żarty, domyślił się, że w lesie zgubił się Czarek. Zrozumiał, że niedługo zapadnie noc i, że trzeba szybko działać i pomóc ludziom go szukać.
Tylko osioł niczego nie zrozumiał i choć nikt go nie słucha, to ten głośno papla, że
- „ latać nie potrafi czapla”...
Gdy tylko Mgiełek pojął grozę sytuacji, natychmiast wyfrunął przez okienko, nie dbając o to, czy ktoś go zobaczy i udał się w głąb lasu w poszukiwaniu niedawno poznanego chłopca, który właśnie się zagubił w gęstym lesie.
A Czarek pogodził się z myślą, że się zgubił i postanowił, że poczeka do rana, gdyż i tak za chwilę zrobi się ciemno, więc nie będzie w nocy włóczył się po lesie. W pewnej chwili wyczuł czyjś wzrok na sobie, spojrzał w górę i ujrzał nad sobą wielkie oczy…
- Aaa, dzień dobry pani sowo. Co u pani słychać? Zagadnął.
Ale sowa widocznie nie miała ochoty na rozmowę, gdyż bez słowa odfrunęła.
Czarek zaczął rozglądać się za miejscem, gdzie spędzi noc. Znalazł zagłębienie w skarpie i uznał, że będzie odpowiednie. Szczęście w nieszczęściu, że wydarzyło się to latem, kiedy noce są ciepłe i krótkie, bo przecież nie miał ze sobą żadnych ubrań, ani koca, który by mu się przydał, nawet w tak ciepłą noc. Strach pomyśleć, co by było, gdyby to wydarzyło się zimą.
A noc zaczęła zbliżać się nieubłaganie. Ben, Ada, a także wiele zwierzą szukają Czarka, wołają, każde napotkane zwierzę pytają, czy go nie widziało. Podobno sowa coś wie, na jego temat, ale ona też gdzieś pofrunęła i nikt nie wie, gdzie jest?
A co robi osioł? Chcecie wiedzieć? Opowiada znów łosiowi coś o dżemie, lecz nie widzi, że ten go nie słucha, gdyż dawno drzemie…
Poszukiwania Czarka wciąż trwają, pomimo ciemnej nocy i późnej pory. Również Mgiełek wciąż lata po lesie wzdłuż i wszerz, aż się za nim kurzy. Wytęża wzrok i bardzo chce odnaleźć chłopca, którego niedawno odwiedził w nocy i którego tak bardzo polubił. Może, gdybym go odnalazł, myśli duszek, moglibyśmy się zaprzyjaźnić? Bardzo bym tego chciał, ale póki co, muszę chwilę odpocząć. Odsapnę, zbiorę siły i ruszę ponownie na poszukiwania. Usiądę chwilę na gałęzi drzewa.
Czarek zaczął już ugniatać trawę, by się położyć i poczekać na świt, gdy nagle ujrzał coś dziwnego na gałęzi drzewa, kilkanaście metrów od siebie. Ni to człowiek, ni to ptak, jakby jasna chmurka z nieba?
Muszę sprawdzić, co to jest, zdecydował. Podszedł pod drzewo i zawołał.
- Halo! Czy to pani, pani sowo?
Mgiełek o mało nie spadł z gałęzi, gdy usłyszał głos Czarka. Duch wystraszył się nie na żarty… To on miał odnaleźć chłopca, a stało się odwrotnie.
Schował się za pień drzewa, wiedząc, że jego widok może Czarka przestraszyć i nie wiedział, co ma dalej czynić?
- Jeszcze raz grzecznie pytam. Czy to pani, pani sowo? Mówiąc to zaczął Czarek zaglądać z drugiej strony pnia.
- Nie, nie jestem sową, odparł duszek.
- Tak? To kim jesteś? Dalej dopytywał chłopiec.
- Powiem ci kim jestem, ale nie patrz na mnie, dobrze?
- Przecież jest noc i prawie nic nie widać? Dlaczego mam nie patrzeć?
- Bo lepiej, aby twe oczy mnie nie ujrzały. Mógłbyś potem tego bardzo żałować.
- Naprawdę? Mówisz, jakbyś jakimś duchem był, odparł Czarek. Zejdź na dół, to pogadamy. Nie będziemy krzyczeć do siebie w środku nocy. Nie mam zamiaru zdzierać gardła.
- Dobrze, zejdę, ale pod warunkiem, że usiądziesz, że nie będziesz stał, rzekł Mgiełek.
- Ale dlaczego mam usiąść? Wciąż pytał Czarek.
- Żebyś nie upadł na mój widok i sobie nie nabił guza, lub twarzy nie podrapał.
- No dobrze, usiadłem. Ale się pospiesz, bo trawa mokra, wiesz? I tracę powoli cierpliwość!
- Dobrze, rzekł Mgiełek. Sam tego chciałeś. Ale zanim ci się pokażę, powiem wcześniej dwa słowa. - Jestem duchem! Wykrzyknął Mgiełek.
- Poważnie? Spytał z niedowierzaniem w głosie Czarek. A może ze mnie żartujesz, lub chcesz bym się wciekł?
- Naprawdę! Przysięgam! Na mój widok, niestety, każdy tak zwiewa, aż gubi skarpety… I nie musi ujrzeć mnie całego, wystarczy sama moja głowa. Kto ją zobaczy, później przez tydzień pod łóżkiem się chowa… Czy nadal chcesz, bym ci się pokazał w całej okazałości? Spytał chłopca?
- Tak, wyjdź pókim dobry. Nie zamierzam zwiewać, dobrze mi się siedzi. A skarpety zdjąłem, bo mnie uwierały, więc ich nie zgubię, w razie czego. Złaź z tego drzewa, bo zaraz sam po ciebie pójdę!
- Jak chcesz, ale żeby nie było, że ciebie nie ostrzegałem, rzekł Mgiełek i stanął przed Czarkiem.
Ten zmierzył go wzrokiem z góry na dół i rzekł.
- Faktycznie nie jesteś przystojny i taki nie za duży, ale się ciebie nie boję i chyba cię polubię.
- Naprawdę się mnie nie boisz? Nie jestem odrażający? Niedowierzał duszek.
- Nie należysz do widoków oczy pieszczących, ale mnie tam bardziej brzydzi brudna szyja, brudne paznokcie, lub tłuste włosy, oznajmił Czarek. A im dłużej na ciebie patrzę, tym bardziej mi się podobasz?
- Naprawdę, wciąż nie mógł w to uwierzyć Mgiełek.
- No dobrze. Zapomniałem o dobrych manierach. Mam na imię Czarek, a ty?
- A ja, Mgiełek,
-Mgiełek? Powtórzył chłopiec.
- Tak, Mgiełek, a co? Spytał niepewnie duszek.
- Nic, ale rymuje się do „słodki jak cukierek”.
- Ha, ha, ha, zaśmiał się Mgiełek.
- Wiesz co, mój nowy przyjacielu, ja chyba potrzebuję twojej pomocy, rzekł Czarek.
- Nie ma sprawy, pomogę ci na pewno, jeśli tylko potrafię.
- Bo wiesz, aż głupio się do tego przyznać, ale zgubiłem się dzisiaj w lesie, kontynuował chłopiec. Rodzice pewnie z nerwów rwą sobie włosy z głowy, o ile jeszcze je mają i pewnie chodzą po lesie i mnie szukają. Pomóż mi wrócić do domu, dobrze?
- Czarku, przecież ja właśnie od kilku godzin latam po lesie i Ciebie szukam…
- Jak to? Skąd wiedziałeś, że się zgubiłem i dlaczego mnie szukasz, przecież się nie znaliśmy?
- Bo widzisz, Czarku, mieszkamy w tym samym domu, tylko ja z moją rodziną na strychu i już raz byłem u ciebie w pokoju, w nocy…
- Ach tak! To jednak ciebie widziałem wtedy za szafą? I to ty przykryłeś mnie kołdrą! To nie był sen! Tak coś czułem, że to wydarzyło się naprawdę. I powiadasz mieszkasz tam z rodziną?
- Tak, mieszkam z mamą i tatą.
- I jak długo tam mieszkacie, mój sąsiedzie?
- Oj nie wiem , ale chyba ze sto lat, jak nie więcej, odparł Mgiełek.
- Ale przecież nigdy was nie słychać i nie widać, ciągną rozmowę chłopiec.
- Bo w dzień, kiedy wy nie śpicie, śpimy my. A kiedy wy idziecie spać, my się budzimy. Wczoraj po południu, twój tato tak głośno krzyczał, kiedy się zgubiłeś, że mnie obudził. Jak się zorientowałem co się wydarzyło, to natychmiast wyruszyłem, by ciebie odszukać. Przyjaciół nie zostawia się w biedzie, mój sąsiedzie. Wracajmy zatem, bo faktycznie twoi rodzice pewnie tracą zmysły i nadzieję na pomyślne zakończenie tej przygody. Ale wiesz co, Czarku? Nie mów nikomu o nas. Niech to będzie nasza słodka tajemnica. Po co straszyć ludzi. Nie każdy jest tak odważny jak ty.
- Dobrze Mgiełku, nikomu nic nie powiem. Będę trzymał usta na kłódkę.
Dwaj nowi przyjaciele ruszyli w kierunku leśniczówki i po chwili usłyszeli nawoływania rodziców Czarka i ich głosy. Mgiełek niepostrzeżenie uniósł się nad drzewami i udał do swojego domu, gdzie czekali na niego, przerażeni jego nieobecnością, rodzice. Gdy im wytłumaczył, co się wydarzyło i dlaczego go nie było, gdy się obudzili, byli z niego bardzo dumni.
W tym czasie Czarek odnalazł rodziców, którzy popłakali się ze szczęścia na jego widok. Przeprosił ich i przyrzekł, że więcej się to nie powtórzy i już nigdy sam do lasu nie pójdzie. Wrócili nad ranem do domu, w objęciach, witani głośnymi wiwatami zwierząt, które też całą noc nie spały, czekając na szczęśliwy powrót Czarka i jego rodziców.
Wszyscy w końcu poszli spać, a kiedy już wstali, później niż zwykle, na nowo zwierzęta wznosiły okrzyki radości z tak szczęśliwie zakończonej przygody, która mogła skończyć się dużo mniej pomyślnie. A co, gdyby było zimno, padał deszcz i hulał wiatr? Nawet latem taka pogoda może być niebezpieczna. Lepiej nie wyobrażać sobie takiej sytuacji. Trzeba zawsze słuchać się mamy i taty i nigdy samemu nie oddalać się od domu.
Czy Czarek wyciągnął wnioski z tej historii? Na pewno, to mądry chłopiec, który, tak sądzę, więcej nie przysporzy swoim rodzicom kłopotów. Zresztą przyrzekł im to i ja wierzę, że dotrzyma słowa.
Czy zmienił się od tamtego czasu? Raczej nie. Nadal biega cały dzień po podwórzu ze zwierzętami, opiekuje się nimi, pomaga rodzicom w domu. Ale zaraz, zaraz. Zaszła jedna pewna istotna zmiana. Od tamtej przygody Czarek chodzi wcześniej niż zwykle spać. Tylko zje kolację i od razu idzie spać do swojego pokoju. Nawet nie ogląda dobranocki.
Jego mamie kilka razy zdawało się, że Czarek z kimś w nocy rozmawia. Nawet zwierzyła się z tego mężowi, ale ten uspokoił ją mówiąc, że może synek mówi przez sen, może uczy się sam czytać, może to wiatr tak hula po pustym strychu, a może jej się tylko zdawało? - Chyba nie sądzisz, że słyszałaś duchy w jego pokoju? Rzekł Ben do Ady.
- No nie, duchów to by się Czarek bał, jak każdy człowiek i na pewno wówczas nie spałby, tak jak teraz, przy zgaszonym świetle, odparła mu żona.

Czarek popełnił błąd i cała przygoda mogła się źle dla niego skończyć. Ale może to przeznaczenie sprawiło, że doszło do tego zdarzenia, dzięki któremu nabrał doświadczenia, poznał jak niebezpieczny może być las i zrozumiał, że zawsze trzeba słuchać się rodziców? A przede wszystkim zdobył nowego, niezwykłego przyjaciela, na całe życie. Prawdziwy przyjaciel to największy skarb. Każdy powinien go mieć. A, czy ty go masz?

Sprawdźmy jeszcze co tam u osła, może też zmądrzał po tych wydarzeniach? Chyba nie. Właśnie stwierdził, że
- Słoń jest dużo lżejszy i mniejszy od mrówki
Umie pisać, czytać i wiązać sznurówki
I, jak przystało na dwunożnego gada
Uwielbia pieprz, za którym, jak bąk, przepada...

autor: Marek Wnukowski