Muminki

Muminki Według Tove Jansson

Czemu się martwisz, mamusiu?

Pewnego sierpniowego dnia Muminek obudził się w pokoiku na poddaszu i zaraz przypomniał sobie, że wczoraj rozstał się ze swym przyjacielem Włóczykijem.
- A właśnie że nie będę się smucił! - postanowił Muminek na powitanie nowego dnia. W domu panowała cisza. Muminek pociągnął nosem i zdziwił się, że mamusia nie gotuje porannej kawy.
Zszedł cichutko po schodach i rozejrzał się do koła. Na kanapie w salonie siedziała Mamusia Muminka i na pierwszy rzut oka było widać, że jest bardzo, ale to bardzo przygnębiona.
Muminek podbiegł do niej i zapytał: Czemu się martwisz, mamusiu?
Ach, synku, stała się rzecz straszna! - powiedziała Mama Muminka. Zginęła mi moja torebka!
Zanim Muminek zdążył pocieszyć mamusię, do salonu weszli wszyscy domownicy: Panna Migotka, Ryjek i Tatuś Muminka, który po raz pierwszy w życiu ujrzał swoją żonę bez torebki. Czy było w niej coś cennego? - dopytywał się Ryjek. Tylko drobiazgi, ale za to niezbędne: cukierki, proszki, druty, zapasowe pończochy wyliczała mama.
Czy wyznaczono już nagrodę dla uczciwe go znalazcy? zapytał Ryjek.
Och, postanowiłam urządzić wielkie przyjęcie w naszym ogrodzie! - zawołała Mamusia Muminka.
Natychmiast rozpoczęto poszukiwania. Panna Migotka i Migotek zaglądali pod wszystkie łóżka i dywany. Tatuś zajrzał do pieca i zszedł do piwnicy, a Ryjek wdrapał się na dach.
Muminek poszedł w głąb ogrodu. Torebki nigdzie nie było. Stracił już wszelką nadzieję, gdy nagle spod krzaku róży dobiegło go głośne chrapanie. Położył się na brzuszku i rozchylił łapkami gałązki krzewu.
Jest! zawołał radośnie Muminek na widok brązowej torebki, z której wnętrza wygramoliły się dwa śpiochy: Topik i Topcia. Mieli tak zawstydzone miny, że Muminkowi zrobiło się ich żal.
Fitaj, Fuminku! Fegoś fukasz? zapytali Topik i Topcia w swoim dziwnym języku. Przepraszam, że was obudziłem powiedział grzecznie Muminek, ale wasza sypialnia jest bardzo potrzebna mamusi. Oddajcie jej torebkę, a zobaczycie, jaka będzie szczęśliwa! Fobrze, fobrze zgodzili się Topik i Top- cia i z wysiłkiem pociągnęli torebkę po ścieżce.
Mama Muminka nie wierzyła własnym oczom. Jej ukochana brązowa torebka znów była przy niej. Z radości ucałowała Topika i Topcię i powiedziała: - Dziękuję wam, kochani, i zapraszam wszystkich dziś wieczorem na wielkie przyjęcie! Mam nadzieję, że pomożecie mi je przygotować... W chwilę potem Migotek z Ryjkiem rozwieszali w ogrodzie kolorowe lampiony, a Tatuś Muminka szykował napoje.
Cóż to była za zabawa! Panna Migotka włożyła kolorowy wianuszek i marzyła, żeby zatańczyć z Muminkiem.
Wszystkim bardzo smakował wspaniały napój przygotowany przez tatusia. Wzniesiono toasty za zdrowie Topika i Topci, którzy zasiedli przy stole na honorowych miejscach. A Muminek spoglądał na świecące lampiony i cieszył się, że mamusia jest znowu wesoła i częstuje wszystkich pysznymi, złocistymi naleśnikami.

Ostatni smok na świecie

W upalne popołudnie, kiedy Tatuś Muminka odpoczywał w hamaku, Muminek bawił się nad stawem. Trzymając w łapkach słoik po maminych konfiturach próbował łowić zwinne kijanki.
Nagle coś plusnęło. Muminek omal nie upuścił słoika; w środku trzepotał się mały złotozielony smok!
Muminek oniemiał z zachwytu. Potem ostrożnie przykrył słoik wieczkiem i wolniutko poszedł do domu.
„Mam moje własne zwierzątko! — cieszył się Muminek. - Będę się opiekował smokiem i kochał go..."
Co tam chowasz? Pokaż! - rozległ się piskliwy głos małej Mi, która zawsze musiała wszystko wiedzieć.
Muminek nie miał ochoty dzielić się swą tajemnicą z nikim, oprócz Włóczykija, który mieszkał w namiocie nad rzeką, ale mała Mi narobiła wrzasku na cały dom.
To coś niezwykłego! zdziwił się Tatuś Muminka. Smoki wyginęły przecież dawno temu...
Jaki on śliczny! szczebiotała Panna Migotka, a Ryjek popatrzył z zazdrością na Muminka, bo przypomniał sobie, że i on miał kiedyś własne zwierzątko.
Smok nie był rad, że tyle par oczu wpatruje się w niego. Gniewnie poruszał skrzydłami i szczerzył zęby.
Muminek nie mógł się doczekać, kiedy nareszcie pokaże złotozielonego smoka Włóczykijowi. Wyobrażał sobie, jaką minę zrobi jego przyjaciel. A tymczasem zbliżała się pora obiadu i Mamusia Muminka jak zwykle uderzyła w gong.
Muminek nie zdążył zanieść smoka do swojego pokoju, usiadł więc przy stole ze wszystkimi i uchylił wieczka słoika. No i zaczęło się!
Naprawdę nie chciałbym ci robić wymówek, kochany smoku, tłumaczył Muminek, gdy znaleźli się na górze. Ale czy musiałeś tak skakać po stole i ziać ogniem? Co ci zrobiła mała Mi, że ugryzłeś ją w palec? Gdyby tatuś nie złapał cię w siatkę na motyle, spaliłbyś najpiękniejszy obrus mamusi. Ale ja ci wszystko wybaczam, bo jesteś taki śliczny i mój...
Hop, hop, Muminku! wołał Włóczykij wspinając się po schodach. Po chwili obaj przyjaciele z zachwytem przyglądali się smokowi.
- Zrobię mu miejsce na mojej poduszce, a gdy urośnie, będzie ze mną pływać w morzu - mówił Muminek.
Złotozielony smok złapał muchę, obwąchał fajkę Włóczykija i mrucząc jak kot ułożył się na rondzie jego starego kapelusza.
- Jest zmęczony, przeniosę go na poduszkę, powiedział Muminek.
Nie zdążył jednak dotknąć smoka, gdy ten zerwał się z kapelusza Włóczykija, posłał w kierunku Muminka ognisty obłoczek dymu i bijąc skrzydłami pofrunął pod sufit.
Kiedy Włóczykij wracał nad rzekę, smutny Muminek patrzył z okna swego pokoju, jak złotozielony smok leci w ślad za przyjacielem.
Tego popołudnia wszyscy byli bardzo mili dla Muminka. Nawet mała Mi nie dokuczała mu, jak zwykle. A wieczorem przed snem, gdy mamusia przyszła powiedzieć Muminkowi dobranoc, Mu- minek przytulił się do niej i powiedział:
Wiesz, mamusiu, może to i lepiej, że smok wybrał Włóczykija. Wędrując z nim będzie miał dużo swobody. I obaj wrócą do mnie na wiosnę!

Zaczarowane obłoczki

Włóczykij siedział na poręczy mostku nad rzeką, machał nogami i grał na organkach swoją najweselszą piosenkę.
-Cześć! - powiedział Muminek i usiadł obok niego.
Ostatnie nutki wiosennej piosenki przebrzmiały nad doliną. Włóczykij schował organki do kieszeni i zapytał:
- Czy masz ochotę zrobić coś niezwykłego? Och, tak! — szepnął zaciekawiony Muminek.
- No, to chodźmy po Ryjka. On także uwielbia wycieczki w góry i zdobywanie nowych szczytów.
Włóczykij chciał bowiem wejść z przyjaciółmi na górę, której nikt jeszcze nie zdobył.
Kiedy po trudnej wspinaczce dotarli na sam szczyt góry, okazało się, że ktoś już tam przed nimi był. Na kamieniach leżał sobie kapelusz. Wysoki czarny kapelusz.
To jest cylinder - stwierdził Włóczykij. Muminek wziął kapelusz w łapki.
Jest bardzo wytworny. Wezmę go dla Tatusia. Tatuś Muminka siedział przed domem w fotelu na biegunach i czytał gazetę. Nagle nadbiegł zdyszany Muminek.
Zobacz, co znaleźliśmy - wysapał. Tatuś odłożył gazetę, bardzo dokładnie obejrzał kapelusz i wszedł do domu, aby przymierzyć go przed lustrem.
Cylinder był jednak za duży. Opadał Tatusiowi aż na oczy.
W drzwiach stanęła Mamusia Muminka. Hm! powiedziała. Wyglądasz w nim bardzo męsko, wolę cię jednak bez kapelusza.
Tatuś spojrzał jeszcze raz w lustro, zdjął cylinder i rzucił go Ryjkowi.
Zróbcie z niego kosz na śmieci - mruknął.
W ten sposób Czarodziejski Kapelusz został w domu Muminków. Nikt jednak nie wiedział, że jest zaczarowany.
Po śniadaniu Muminek wrzucił do nowego kosza na śmieci skorupki od jajek na miękko. Ale porządnicki! — fuknęła mała Mi i wybiegła na dwór. A w kapeluszu coś zaszemrało i po chwili wyfrunęło z niego pięć obłoczków. Poleciały na dwór i zatrzymały się przed zdumioną gromadką.
Co to? Panna Migotka dotknęła łapką pierzastej chmurki. — Jaka miękka — szepnęła. Pokaż! zażądała mała Mi.
Ryjek złapał następny obłoczek i wtedy obłoczek pofrunął wysoko, unosząc ze sobą uczepionego Ryjka.
Niech mnie gęś kopnie! krzyknął zdumiony Muminek. One latają i szybko wskoczył na chmurkę, która natychmiast poszybowała w niebo.
Wkrótce pięć obłoczków latało nad doliną niosąc na swych puszystych grzbietach piątkę zachwyconych pasażerów. Można było chmurkami kierować, naciskając je odpowiednio nogami. Wzlatywały w niebo, to opadały prawie na wierzchotki drzew, to zderzały się ze sobą z miękkim plaśnięciem.
Zabawa była wspaniała. Czarodziejska.
Muminek i Panna Migotka poszybowali nad las. Obłoczki płynęły wysoko ponad koronami drzew, a oni położyli się na plecach i patrzyli na wiosenne niebo, słuchali śpiewu skowronków i zobaczyli pierwszego w tym roku motyla.
- To na szczęście - szepnęła Panna Migotka. Kiedy rankiem następnego dnia Muminek wszedł do drewutni, aby wypuścić obłoczki, które zamknął tam wieczorem, nie znalazł ani jednego. Czar prysł! Znikły! A w Czarodziejskim Kapeluszu znów leżało pięć skorupek od jajek na miękko.

Paszczaku, coś ty zrobił!

Mamo, zrób coś! - Muminek otarł łapką spocony pyszczek. - Nie mogę już znieść tego upału.
Lipcowe słońce prażyło nieznośnie od dwóch tygodni. Nawet muchy nie miały już sił brzęczeć. Przenieście się na kilka dni do jaskini poradziła Mama Muminka. Tam jest chłodniej.
Rzeczywiście, w jaskini nie czuło się upału. - Jak tu miło - westchnęła Panna Migotka.
Pod wieczór wszyscy usiedli wokół naftowej lampy, którą przydźwigała mała Mi, i słuchali piosenek Włóczykija. Wkrótce zachciało im się spać.
Rankiem spadł deszcz, Migotek i Paszczak doszli do wniosku, że to najlepszy czas na łowienie ryb, i poszli nad morze, by przygotować łódkę i wędki.
Złowimy wieeelką rybę cieszył się Paszczak. - Co najmniej Mameluka. Po chwili siedzieli w łodzi. Włóczykij wyprowadził ją w morze. Migotek zarzucił wędkę.
Tymczasem Mama Muminka zabrała się do porządkowania domu. Zbierała porozrzucane skarpetki, kawałki kory i różne inne drobiazgi. Potem wyjrzała przez okno. Padał deszcz. Ucieszyła się.
"Ach, jak teraz odżyją wszystkie roślinki myślała zadowolona. - Jak będą rosnąć".
Nie zauważyła, że opierając się o parapet, strąciła do Czarodziejskiego Kapelusza kilka nasionek zostawionych tam przez Paszczaka.
A tymczasem na morzu toczyła się walka. Jakaś ogromna ryba pływała wokół łodzi. Na pewno Mameluk. Już trzy razy zerwał żyłkę z wędki. Wtedy Paszczak wpadł na pomysł, by użyć linki od kotwicy.
- A na przynętę naleśnik! - krzyknęła Mi. Mameluk widocznie lubił naleśniki, bo połknął go natychmiast. Nie poddał się jednak od razu. O nie! Mało brakowało, a łódź wywróciłaby się i wszyscy wpadliby do wody.
To była zdobycz! Nikt w Dolinie Muminków nie złowił nigdy tak dużej ryby. Prawdziwy Mameluk. Ale Tata będzie z nas dumny! - cieszył się Muminek. Z trudem nieśli rybę przez las. To był prawdziwy ciężar. Deszcz padał coraz większy. Weszli do ogrodu. Do domu było już blisko. Nagle Muminek stanął jak wryty. Dom zniknął. Na jego miejscu stał zielony pagórek. Splątany gąszcz dziwnych bujnych roślin, kwiatów i owoców.
To nasiona strącone niechcący przez Mamusię wykiełkowały w Czarodziejskim Kapeluszu i okryły niebieski domek Muminków splątanymi gałęziami.
Muminkowi zebrało się na płacz. Tam, w środku, była jego Mamusia i Tatuś. Jak się do nich dostać?
Wiem! - wrzasnął nagle Ryjek. - Zapomniałem zamknąć okienko od piwnicy.
Wcisnęli się więc przez wąski otwór do wnętrza domu, tylko Paszczak się nie zmieścił.
Mamusi i Tatusiowi nic się nie stało. Zdrzemnęli się trochę i nie wiedzieli, że wokół nich wyrosła dżungla. To było świetne popołudnie. Wszyscy objadali się bananami, huśtali na lianach, kryli wśród wielkich liści i kwiatów. Tymczasem biedny Paszczak pilnował Mameluka. Był okropnie głodny. Zbliżał się wieczór. Kiedy zaszło słońce, bujna roślinność zaczęła nagle więdnąć.
Paszczak ułamał gałązkę. Była zupełnie sucha.
Wówczas przyszła mu pewna myśl do głowy. Kiedy Muminek z przyjaciółmi wyszli z domu, zadowolony Paszczak siedział przy wielkim ognisku i zajadał pieczonego Mameluka.
Paszczaku! Muminek powiedział z wyrzutem. Coś ty zrobił! Teraz nie będziemy wiedzieli, ile ważyła nasza ryba!
I długo jeszcze w Dolinie Muminków spierano się, czy Mameluk ważył pięć razy tyle, co Pasz- czak, czy tylko trzy.

Wielka wyprawa

W niebieskim domu Muminków panowało wielkie zamieszanie. Muminek i Ryjek wybierali się na wycieczkę. Mamusia Muminka przygotowywała w kuchni zapasy na drogę. Muminek i Ryjek szukali kompasu, który gdzieś się zawieruszył. Tatuś leżał w hamaku i czytał gazetę, a mała Mi płakała ze złości, bo też chciała jechać. Wreszcie plecaki były spakowane, na wodzie kołysała się gotowa do drogi tratwa.
Nie martw się, Mamusiu. Wrócimy w niedzielę – krzyknął. Muminek pomachał łapkami i wskoczył na pokład. — Żagiel na maszt! do Ryjka i usiadł przy sterze.
Wyruszyli w nieznane. Przepłynęli może ze sto kilometrów, gdy na brzegu zobaczyli żółty namiot. Przy małym ognisku siedział ktoś w zielonym kapeluszu i grał na harmonijce.
Hej! - krzyknął na widok Muminka i Ryjka. - Jestem Włóczykij. Czy macie kawę?
Tak - odkrzyknął radośnie Muminek, bo bardzo chciało mu się pić, a kawę lubił najbardziej.
Usiedli razem przy ognisku. Pili kawę, smażyli naleśniki i zaprzyjaźnili się ze sobą tak bardzo, że następnego ranka popłynęli we trzech: Muminek, Ryjek i Włóczykij, bo Włóczykij także uwielbiał wycieczki w nieznane.
Znowu przebyli szmat drogi i znaleźli się w Górach Samotnych. Ponuro tu było i mroczno. Wokół sterczały groźne skały; nie rosła na nich ani jedna trawka, ani jeden kwiatek.
Nagle coś błysnęło na skraju wysokiego urwiska.
Pójdę zobaczyć, co to jest powiedział odważnie Muminek.
Pomożemy ci ofiarowali się zgodnie Włóczykij i Ryjek. I wszyscy trzej związali się sznurem, żeby Muminek nie spadł do bezdennej przepaści. I udało się - oto trzymał w łapce złote kółko.
To jest bransoletka Panny Migotki. Nosi ją zawsze na lewej nóżce - oznajmił Włóczykij. Czy ona jest miła, ta Panna Migotka? - spytał zaciekawiony Muminek.
Ale Włóczykij nie zdążył odpowiedzieć, bo w tej samej chwili rozległ się rozpaczliwy krzyk i pojawiła się jakaś postać bardzo podobna do Muminka.
- Ratunku! Jestem Migotek. Jakiś krzak porwał moją siostrę. Muminek napiął muskuły, schwycił scyzoryk Włóczykija i rzucił się na pomoc.
Ty wstrętny draniu! krzyknął do krzaka, który podobnymi do sznurów gałęziami trzymał za ogonek prześliczną, choć zieloną ze strachu, Pannę Migotkę.
Krzak natychmiast puścił Pannę Migotkę, łypnął wieloma zielonymi oczyma na Muminka i złapał go za pyszczek. Ciach, ciach, scyzoryk Włóczykija śmigał w łapkach Muminka. Pac, pac, spadały na ziemię ucięte gałęzie.
Zwyciężyłem sapnął Muminek, kiedy po zaciekłej walce krzak stracił wreszcie swe okropne ramiona.
— Jesteś bardzo dzielny - Panna Migotka potrząsnęła z zachwytem grzywką.
Ech, to nic takiego odparł skromnie Muminek, choć cały się trząsł ze zdenerwowania. Chwycił Pannę Migotkę za łapkę. Chodź, wracamy szybko do domu - powiedział. - Tu mi się jeszcze zaziębisz.
Kiedy po długiej podróży, w niedzielę, wylądowali wreszcie w Dolinie Muminków, Mama Muminka czekała już na brzegu. Spojrzała czule na swego synka.
- Jak dobrze że wróciłeś i że przywiozłeś tylu przyjaciół powiedziała. Upiekłam sto bułeczek i już się martwiłam, że nie będzie ich miał kto zjeść.

Niewidoczne dziecko

Pewnego jesiennego wieczoru rodzina Muminków siedziała przy dużym stole i obierała grzyby. Wtem otworzyły się drzwi i stanęła w nich Too-tiki.
Przyprowadziłam wam dziecko - powiedziała. - Ma na imię Nini. A gdzie jest to dziecko? Nie widzę go - pisnęła zdumiona Mi.
Bo jest niewidoczne. Nic też nie mówi. Too-tiki spojrzała na Mamę Muminka. Tylko Mama Muminka może tu coś poradzić.
- Myślę - Mama Muminka wzięła maślaka ze stołu, że to dziecko jest przestraszone. Był już taki przypadek w rodzinie.
Too-tiki otwarła szeroko drzwi i wtedy ukazał się w nich srebrny dzwoneczek, wiszący na czarnej tasiemce. Dzyń, dzyń, podzwaniał nieśmiało. - Zawiesiłam jej dzwonek na szyi – wyjaśniła Too-tiki żeby wiedzieć, gdzie ona jest.
Mama Muminka podeszła wolno do niewidocznego dziecka. Jesteś na pewno bardzo zmęczona powiedziała łagodnie. - Chodź, położę cię spać. Dzyń, dzyń, dzwonił dzwoneczek, sunąc po schodach za Mamą Muminka.
Kiedy pierzyna uniosła się, a na poduszce zrobił się dołek, Mama Muminka cichutko wyszła z pokoiku na poddaszu.
Proszę was - powiedziała do całej rodziny - bądźcie dla Nini bardzo mili i przyjaźni, może się wtedy odstraszy.
Następnego dnia, kiedy Muminek jadł właśnie śniadanie, rozległo się dzwonienie i na schodach ukazały się małe stopki. Podeszły do stołu. A potem uniosła się filiżanka i kanapka. Nini jadła śniadanie. Było to tak niesamowite, że Muminek schował się najpierw za piec, a potem popędził do Mamusi, która zrywała jabłka w sadzie. Widać stopki! krzyknął.
Dzyń, dzyń, rozległo się nagle za Muminkiem i niewidzialne rączki zaczęły wkładać jabłka do koszyka.
Kiedy wszystkie jabłka były już zerwane, rodzina Muminków zabrała się do robienia musu jabłkowego. Muminek kręcił korbką maszynki. Mama nakładała mus do słoików, a Tata wynosił je do spiżarni.
Tuk, tuk, rozległ się stuk bucików o podłogę.
Muminek ujrzał ze zdumieniem parę cienkich nożek, wystających spod skrawka brązowej sukienki, - Jaka wstrętna sukienka pisnęła Mi, - a wtedy stopki i nóżki zniknęły, tylko dzwoneczek dyndał smutno na czarnej tasiemce.
Mama Muminka spojrzała karcąco na Mi i bez słowa poszła do swojego pokoju. Wyjęła z szuflady czerwony szal, pocięła go i zabrała się do roboty. Szyła całą noc.
Kiedy nazajutrz wszyscy siedzieli przy śniadaniu, stanęła nagle przed nimi Nini w czerwonej sukience. Wszystko było widoczne, nawet kokarda, tylko buzi brakowało.
No, teraz wszystko już będzie dobrze szepnęła Mama Muminka do Tatusia, a głośno powiedziała: Chodźmy nad morze, trzeba przed zimą wyciągnąć łódź na brzeg.
Szybko uporali się z robotą. Łódź leżała na piasku, a Mama usiadła na pomoście i patrzyła na morze. Tatuś mrugnął do Muminka i zaczął się skradać za jej plecami. Pewnie chciał ją nastraszyć. Nagle rozległ się ostry pisk, a po chwili Tatuś wrzasnął z bólu. To ząbki Nini wbiły się w jego ogon.
Nie ruszaj Mamusi! — krzyknęła.
Była całkowicie widoczna. Miała rude włosy, zadarty nosek i bardzo zagniewaną twarz.
- Jak miło Cię widzieć i słyszeć, Mama Muminka odwróciła się do Nini. A ona objęła Mamę za szyję, pocałowała prosto w pyszczek i pisnęła: -Kocham Cię.
Zabrzmiało to bardzo donośnie.

Zima i czary

Padał śnieg, miękki i puszysty. W niebieskim domku spała zimowym snem rodzina Muminków. Zwykle spali tak aż do wiosny, ale tej nocy srebrny promień księżyca padł prosto na pyszczek Muminka.
Ojej, obudziłem się - zawołał Muminek.
I jestem głodny.
Podreptał do łóżka swojej Mamusi i pociągnął ją ostrożnie za ucho, ale Mama sapnęła tylko przez sen i odwróciła się na drugi bok.
Chyba sobie stąd pójdę - powiedział rozżalony Muminek. Tu czuję się bardzo samotny. I poszedł. Wędrował cały dzień. Zapadał już zmrok, kiedy znalazł się w gęstym lesie. Wtem za drzewami ujrzał dwa błyszczące punkty. Muminek przestraszył się. Może to są oczy złego wilka?" - pomyślał i zapłakał cichutko.
Potykając się i piszcząc brnął przez głęboki śnieg. Łapki mu zmarzły, nawet chwaścik na ogonku mu zmarzł. Aż nagle w oddali zobaczył światełko. Co to mogło być?
Była to zwykła woskowa świeca mocno wetknięta w śnieg. Wokół niej ułożono murek ze śniegowych kul, a obok siedziała Too-tiki pogwizdując cicho.
Ładną mam latarnię? - spytała. Jestem zmarznięty i głodny, szepnął nieśmiało Muminek.
- Nie martw się
Too-tiki wyszła z dołka, schwyciła Muminka za łapkę i pociągnęła za sobą. Wkrótce znaleźli się nad morzem, przed kabiną kąpielową.
Ooo! - ucieszył się Muminek. - Bywam tu latem z moją rodziną. Drzwi kabiny otwarły się i po chwili weszli do ciepłego wnętrza.
Too-tiki zdjęła czapkę, która natychmiast pofrunęła ku ścianie i zawisła na gwoździu. Nad podłogą przemknęła para wełnianych skarpet i położyła się przed Muminkiem. Z garnka na piecu uniosła się pokrywka. W powietrzu przesunął się talerz pełen gorącej zupy rybnej i stanął przed zdumionym Muminkiem.
Czy to czary? - spytał Muminek.
To myszki. Osiem małych myszek odpowiedziała Too-tiki. Mieszkamy sobie tu razem.
Ale dlaczego ich nie widać?
Są tak nieśmiałe, że stały się całkiem niewidoczne.
Aha mruknął Muminek. Zrobił trochę niemądrą minę i szybko zabrał się do jedzenia.
Wkrótce talerz był pusty. Niewidzialne łapki sprzątnęły go ze stołu. Muminek machnął wesoło ogonkiem i poklepał się po pełnym i ciepłym brzuszku. Był senny.
Wolę spać w swoim domu dziś w nocy - rzekł nagle. Bardzo dziękuję za zupę. Była przepyszna.
Drzwi otworzyły się wolno i Muminek wyszedł w ciemną noc. Ciekawe, droga powrotna jest zawsze krótsza mruknął włażąc na strych przez klapę w dachu.
W domu było cicho i przytulnie. Powietrze pachniało rodziną. Muminek podreptał do swojego pokoju, ściągnął z łóżka materac i położył go przy łóżku Mamusi. Dotknął leciutko jej pyszczka.
Mamo szepnął czule. Mamusiu! Jak dobrze być z tobą, chociaż ciągle śpisz. Niby cię nie ma, a jednak jesteś. Hej, hej! Do zobaczenia na wiosnę.

Koniec świata

Mama Muminka siedziała na schodkach i pracowicie strugała łódkę z kory. Obok niej przycupnęła Mimbla i przyglądała się robocie.
No, gotowe! - Mama z zadowoleniem przyjrzała się stateczkowi. - A to co? - zdziwiła się.
Na żagielku osiadł wielki płat sadzy. Zdmuchnęła go, ale zaraz pojawił się drugi i nagle w powietrzu zaroiło się od czarnych płatków.
Mama Muminka podniosła pyszczek. No tak stwierdziła. Czuję dym. To na pewno ta góra. Chce wybuchnąć i pluje ogniem i sadzą.
Ha! mała Mi wytknęła głowę z koszyka do szycia. Niech pluje tym ogniem. Tak! tak! Wszyscy się spalą i będzie koniec świata.
Mimbla podskoczyła do koszyka i wcisnęła głowę siostry w kłębek wełny. Będziesz ty cicho! syknęła.
Tymczasem Muminek leżał nad brzegiem małego jeziorka. Ogonek miał starannie podwinięty pod siebie, a głowę pełną przyjemnych myśli.
Nagle zaszeleściła trawa i ukazała się Mama. Hej! Zobacz, co ci przyniosłam zawołała i wyciągnęła łapkę, na której leżał stateczek. Jaki piękny! O takim właśnie marzyłem - szepnął z zachwytem Muminek. Puścili okręcik na wodę. Wokół było cicho i upalnie, tylko niebo dziwnie zbielało, a zza gór dochodziły groźne pomruki. Ale Muminek i jego Mama, przytuleni do siebie; nic nie słyszeli.
Chodźmy powiedziała Mama Muminka. Już wieczór, rodzina na pewno zgłodniała.
Nikomu jednak nie chciało się jeść, nikt też nie chciał spać w nagrzanym upałem domu. Dlatego Mama Muminka zrobiła dla wszystkich posłania w ogrodzie. Muminek i Panna Migotka już zasypiali, gdy nagle rozległ się straszny huk, ziemia zadrżała i zrobiła się w niej szczelina. W dziurze zniknęła szczoteczka do zębów Muminka.
Była zupełnie nowa zmartwił się Muminek. Niebieska.
Przerażona Panna Migotka popędziła do domu. Muminek ruszył za nią. Kiedy wpadli na werandę ziemia znowu zadrżała, noc pojaśniała w nagłym błysku, a sponad lasu wzbiła się w górę ogromna grzebieniasta fala. Wdarła się do Doliny Muminków i szła zatapiając wszystko na swej drodze.
- Szybko do domu zakomenderował Tatuś Muminka.
Za ścianami huczało, łomotało i trzaskało, dom zakołysał się, lecz nie runął, bo był to bardzo mocny dom.
To koniec świata — pisnęła Mi i rozpłakała się żałośnie. Nie. - odparła łagodnie Mama Muminka. Usiadła w bujanym fotelu i wzięła Mi na kolana.
To tylko trzęsienie ziemi i wicher, i powódź. Ale to wszystko jest tam, na zewnątrz domu. Tu jest spokój i jest rodzina ... i noc dodała, więc trzeba iść spać.
Ciężkie fale biły w okiennice, woda szumiała monotonnie wokół ścian i rodzinę Muminków ogarnęła senność.
Położyli się więc na podłodze wokół pieca i pozasypiali, a Tatuś Muminka nastawił budzik na siódmą, bo bardzo chciał pierwszy zobaczyć, co dzieje się na dworze.
A działy się straszne rzeczy: woda zerwała hamak Tatusia, połamała wszystkie piękne kwiaty i gałęzie drzew, i meble ogrodowe.
No cóż, moi drodzy - powiedziała Mamusia Muminka, kiedy rankiem wyszli wszyscy do ogrodu. Już po końcu świata, teraz trzeba to szybko posprzątać.