Ola i Tola u babci

- Ojejku! Krzyknęła Tola zerkając na zegar w przedpokoju, który pokazywał minutę przed godziną dziewiątą. Za minutę powinna być przed klatką schodową Oli, z którą się tam umówiła. Zawsze jest bardzo punktualna i sama bardzo nie lubi kiedy z kimś się umawia, a ta osoba się spóźnia.

Właściwie to, prócz Oli, z nikim innym się nie umawia i nigdy jeszcze się nie spóźniła, to przecież Ola wiecznie się spóźnia. Będzie jest bardzo niezręcznie, kiedy okaże się, że tym razem to jej przyjaciółka musi na nią czekać.

Chwyciła za plecak i wybiegła z mieszkania przeskakując po dwa stopnie schodów, mało nie zderzając się z sąsiadką przy wyjściu z klatki schodowej. Ale kiedy przybiegła pod dom Oli, a było już trzy minuty po umówionym czasie, dziewczynki tam nie było.

Ale jestem niemądra, powiedziała sobie w duchu. Jak mogłam podejrzewać, że Ola będzie punktualna. I po co tak biegłam, mało nie tratując sąsiadki i ryzykując połamaniem nóg.

Kiedy już uspokoiła oddech, zerknęła na zegarek. Było prawie pięć minut po dziewiątej, a Oli nadal nie ma. Zaraz spóźnią się na autobus!

Babcia Oli zaprosiła swoją wnuczkę na weekend, do siebie na wieś, razem z jej najlepszą koleżanką, doskonale wiedząc, że są papużkami nierozłączkami. To już nie pierwsze wizyta u babci Oli. W wakacje, a często też w ferie zimowe, spędzają tam po kilka dni.

Gdy już Tola miała wbiec do klatki schodowej, by wdrapać się na czwarte piętro i zastukać w drzwi Oli mieszkania, ta wybiegła z niej jak szalona, rozczochrana, w niezapiętej kurtce.

- Wiem, nic nie mów, przepraszam, znowu się spóźniłam, a tak się starałam. Wyobraź sobie, że wieczorem włożyłam legitymację szkolną do kurtki, aby rano o niej nie zapomnieć i zapomniałam, że ją tam włożyłam, żeby o niej nie zapomnieć. Rano przeszukałam całe mieszkanie, balkon, zajrzałam nawet, tylko się nie śmiej, do piekarnika i…
- Dobrze już Olu, skończ te opowieści, bo za chwile się dowiem, że do pralki też zaglądałaś…
- Tak było, faktycznie. Ale skąd o tym wiesz? Spytała zdziwiona Ola.
- A jak myślisz, odpowiedziała pytaniem na pytanie, Tola?
- No tak. Zawsze tam zaglądam, gdy czegoś szukam i zawsze ci się tym chwalę, jak kretynka, odparła zawstydzona Ola.
- Nie mamy czasu na pogaduszki. Musimy biec, jeśli chcemy zdążyć na autobus. Następny jest wieczorem, rzekła Tola.
Dziewczynki rzuciły się biegiem w stronę dworca autobusowego.

Babcia przyjęła dziewczynki, jak zawsze, z otwartymi ramionami. A te, kiedy już zjadły placuszki z jabłkami, naleśniki z dżemem, sernik domowej roboty i wypiły gorące kakao, poszły przywitać się ze zwierzętami, których tu, na wsi nie brakuje. Psy, koty, kury, krówka, konik, króliki wydawały się być zadowolone z odwiedzin, nie mniej niż babcia i dziadek Oli. Zwierzęta ocierały się przyjaźnie o dziewczynki dając do zrozumienia, że cieszą się na ich widok. Tak przynajmniej twierdzi Tola, która zna te zwierzęta dłużej i lepiej od Oli i potrafi to rozpoznać.

Jeszcze dziewczynki nie zdążyły się nacieszyć obecnością zwierząt, gdy oto babcia woła już dziewczynki na obiad.

- Przecież dopiero co jadłyśmy, zachichotała Tola.
- Wiesz jaka jest moja babcia, nie mamy wyjścia. Ona nam nie odpuści. Prędzej pęknął nam brzuchy, niż pozwoli nam odejść od stołu, jeśli nie zjemy wszystkiego.

Po obiedzie dziewczynki poszły na spacer, spotkały się z dziewczynkami z wioski, opowiedziały co się wydarzyło od ostatniego z nimi spotkania. Czas zleciał im bardzo szybko, w radosnej atmosferze.

Gdy wróciły, na stole czekała już na nie kolacja, a przy stole uśmiechnięci dziadek z babcią, którym opowiedziały co robiły, kogo spotkały.

Gdy jadły kolację, odwiedził ich starszy kuzyn Oli, student, który spytał, czy nie zechciałyby rano zobaczyć jak wschodzi słońce. On będzie robił zdjęcia, które są mu, do czegoś tam na studiach, potrzebne i, jeśli chcą, a przede wszystkim jeśli będą wstanie wstać przed szóstą rano, to mogą mu towarzyszyć.

- Super, krzyknęła Ola. Tolu, co o tym myślisz?
- Powtórzę za tobą – super! Tylko, czy wstaniemy tak wcześnie, Olu? Zmartwiła się.
- Damy radę, Tolu.
- Łukasz, zwróciła się Ola do kuzyna, czekaj na nas przed szóstą pod swoim domem. Idziemy z tobą.
- To świetnie, odparł Łukasz. Pójdziemy nad jezioro, tam będzie doskonały widok. Ale czekam tylko pięć minut. Jeśli was nie będzie punktualnie o szóstej, idę sam. Nie będę mógł dłużej czekać, by nie spóźnić się na wschód słońca. Ono raczej na nikogo nie będzie czekać.

Dziewczynki spędziły miło wieczór w towarzystwie babci i dziadka Oli, opowiadając o szkolnych przygodach, o tym co ostatnio ciekawego wydarzyło się w mieście. Ponieważ rano musiały wcześnie wstać, dlatego, gdy tylko się ściemniło poszły do pokoju gościnnego, gdzie było przygotowane dla nich łóżko.

Nagle Ola stwierdziła, chcąc ustawić w telefonie budzenie, że nie zabrała ze sobą ładowarki do telefonu, a ten za parę minut się wyłączy, gdyż się rozładował. Tola odpowiedziała, że nie zabrała ze sobą telefonu, pamiętając, że nie ma tu na wsi zasięgu i będzie jej bezużyteczny.

- To nic, powiedziała Ola. Widziałaś tego pięknego, kolorowego, olbrzymiego koguta?
- Jasne, nie sposób było go nie zauważyć. Już będąc tu ostatnim razem podziwiałam jego urodę, odparła Tola. I pamiętam, że piał tak głośno, że mnie obudził. Ciebie, o ile pamiętam, też budził każdego ranka?
- Tak, masz rację Tolu, tak było.
- On będzie jutro naszym budzikiem. Na pewno nas obudzi, powiedziała Ola. Na wszelki wypadek, kontynuowała, zostawimy uchylone okno, by lepiej było go słychać. Poprzednio obudził nas przy zamkniętym oknie, tym bardziej teraz nie powinno być z tym problemu. Jest ciepła noc, więc nie zmarzniemy. A skoro mamy wcześniej wstać, to śpijmy już. Dobranoc Tolu.
- Dobranoc Olu.

Obudził ich hałas dochodzący zza drzwi. Ktoś coś wykrzykiwał i biegał boso po podłodze, a echo roznosiło hałas po całej izbie. Spojrzały na siebie zdziwione.

- Która godzina? Spytała wystraszona Tola?
- Nie wiem, odparła Ola, ale jest już bardzo jasno. Zaspałyśmy!

Zerwały się z łóżka i w piżamach pobiegły do kuchni, gdzie dziadek, też w piżamie, biegał czymś podekscytowany, a babcia próbowała, też będąc w piżamie, rozpalić w piecu.

- Dzień dobry, dziewczynki, rzekła, widząc je stojące w progu. Co, też zaspałyście? Dziadek miał być o siódmej u sołtysa w ważnej sprawie i wyobraźcie sobie, że zaspał. Ja też. I wy! Jest ósma godzina! Nigdy tak długo nie spałam. Krowa wyje. O tej porze, bidulka, dawno jest wydojona!
- Ale jak to możliwe, że wszyscy zaspaliśmy? Spytała Ola.
- Nie wiem? Pierwszy raz to się nam zdarzyło. Dziadek twierdzi, że to wina koguta. Jak wstał i zobaczył która godzina, pierwsze co zrobił, to pobiegł do kurnika sprawdzić, co z kogutem? Był pewien, że albo on ma coś ze słuchem, albo kogutowi coś się stało, gdyż nie słyszał jego kukuryku!. Może zasłabł, myślał, może jest chory? Ale gdy wbiegł do kurnika, kogut zerwał się na równe nogi i zaczął dopiero wówczas piać! Nic mu nie było. Po prostu… zaspał. Możecie w to uwierzyć!

„Pierwszy taki to przypadek
Wcześniej nie miał takich wpadek
Choć nie mieści się to w głowie
Dzisiaj kogut zaspał sobie”

- Idźcie dziewczynki się umyć, ja rozpalę w piecu i zaraz przyrządzę pyszną jajecznicę na śniadanie.
- Miałyśmy iść rano oglądać świt, z Łukaszem, powiedziała Ola. Pewnie myśli, że zrezygnowałyśmy, bo nie dałyśmy radę wstać. Będzie się z nas śmiał.
- Musimy wymyślić, co mu powiedzieć, odparła Tola.
- Jak to wymyśleć, powiemy mu prawdę, odparła Ola.
- I myślisz, że w to uwierzy? Zaśmiała się Tola
- Najgorsze, że zapowiadają zmianę pogody i jutro ma padać deszcz, więc raczej oglądanie świtu musimy przełożyć na inny termin. Może przy okazji następnej wizyty. Zresztą nie wiadomo, czy jutro kogut znowu nie zaśpi, więc lepiej zaplanować oglądanie świtu, jak już będziemy miały jakiś budzik, zaśmiała się Ola, mówiąc te słowa.

W niedzielę wieczorem dziewczynki wróciły do domu i opowiedziały o przygodzie z kogutem rodzicom, a następnego dnia, w szkole, dzieciom. Odniosły wrażenie, że nikt im nie uwierzył… I chyba to rozumiały. Niełatwo uwierzyć w taką opowieść.

autor: Marek Wnukowski